Zakończony rozdział Twojego życia


Cześć.. 

Dzisiejszy wpis dedykuję mojemu przyjacielowi Ś.P. Bartłomiejowi Sakowskiemu.

I nagle przychodzi taki dzień, w którym budzisz się i stwierdzasz, że nie chcesz więcej walczyć, że to wszystko Cię przerasta. Być może planowałeś to od dawna śmiejąc się razem ze mną na palarni, może miałeś świadomość tego co chcesz zrobić oglądając ze mną komedie? Może wszystko miałeś zaplanowane kiedy zapraszałam Cię na moje urodziny?

Pamiętam wszystko. Pamiętam Twój śmiech, pamiętam kolor Twoich oczu, które tak błyszczały ślepo wpatrując się w moje. Pamiętam Twoje łzy i cierpienie, z którym sobie nie poradziłeś. Nie mam do Ciebie żalu, rozumiem to. Sama nie raz próbowałam wybrać się na drugą stronę, gdzie wszystko ma swój sens, gdzie wszystko ułożone. Trochę mi smutno.

 Miewam dni kiedy obwiniam siebie za Twoją śmierć. Gdybym tylko poszła wtedy z Tobą na oddział, mogłoby do tego nie dojść. Teraz to już nie ważne. Ciebie nie ma obok, nigdy już nie będziesz mnie denerwować, nigdy nie będziesz mi dokuczać. Obiecałam sobie pojechać na Twój grób, tak też zrobię.

Teraz rozumiem. Nigdy nie kochałeś tak bardzo, żeby zmierzyć się z rzeczywistością.
Ja byłam okropną egoistką, nadal jestem. Nigdy nie zdawałam sobie sprawy z tego jak bardzo cierpią bliscy po stracie, szczególnie gdy ukochana osoba sama odbiera sobie życie.

To jest taki ból jakby ktoś rozrywał Cię na kawałki, jakby ktoś wyrywał z Ciebie wnętrzności, ale powoli, żeby bardziej bolało..

Nie mogę sobie wyobrazić tego co przeżywałeś w tym momencie, co czułeś. Być może jest to uczucie, które wiele razy ja odczuwałam... nie wiem.

Szczerze mówiąc to brakuje mi słów na to wszystko. To już prawie miesiąc po Twoim odejściu a ja nadal nie chce przyjąć tego do świadomości..
Cierpię. Cierpiałam przed tym, teraz też cierpię, tylko trochę inaczej.

Zdałam sobie sprawę z tego, że ja muszę to wszystko przecierpieć, ja nie mogę odejść. Przejmuję Twoje cierpienie na moje ramiona. Będę walczyć również za Ciebie.

Mimo, że każdy dzień jest dniem straconym.
Nie dzieje się nic prócz codziennych zmartwień, ja się nie poddam. Nie odejdę. I będę stąpać po kruchym lodzie, a ludzie będą czekać na mój poślizg. Wybrałam życie. To jakby skazanie, dostałam wyrok na istnienie.

Czasem mam wrażenie, że czuję bardziej, przeżywam bardziej. Tak jakby ludzie byli na wszystko uodpornieni. Mnie boli to, że muszę otworzyć oczy i wstać z łóżka, podążać za nieznanym. I to nieznane jest najgorsze.

Zastanawiam się jak nas- osoby zaburzone, postrzegają inni..  Dziwolągi, wariaci, psychopaci?
Bzdura.
Jesteśmy tacy sami, tylko bardziej odczuwamy i czasem za mocno kochamy nie będąc kochani.

Bartek..Mam nadzieję, że w ostatniej chwili życia uzyskałeś przebaczenie od Boga. Spoczywaj w pokoju.
Ojcze nas wszystkich, przyjmij do siebie tych,
którzy targnęli się na swoje życie.
Tylko Ty wiesz, jakie napięcie i cierpienie
pchnęło ich do tego czynu.

Komentarze

  1. To przykre [*]

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiem co czujesz...ja tez cierpię bo odejściu Bartka...tylko Bóg wie ile on dla mnie znaczył i jak bardzo go kochałam

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Dzieci Szpitala

Nie mów nic nikomu!