Czy mogę czegoś żałować?

 Hej.. 

Kiedyś ktoś mnie zapytał czy żałuję swoich zachowań, podjętych decyzji..

Zawsze starałam się robić wszystko tak, aby niczego później nie żałować, ale w życiu się tak nie da.
Skąd mogłam wiedzieć, że za kilka lat pomyślę sobie.. kurcze, po co? Dlaczego to zrobiłam?

Tak, jest mnóstwo rzeczy, których żałuję... ale gdyby nie to wszystko nie byłabym teraz sobą, nie dzieliłabym się swoimi przemyśleniami z wami, być może sama nie miałabym teraz takiej wiedzy na temat zaburzeń psychicznych, szpitali czy czegokolwiek innego. Może nie poznałabym większości z was, nie wiedziałabym o waszym istnieniu.

Zawsze chciałam żyć na sto procent, robić wszystko, właśnie po to żeby nie żałować, że mogłam a nie skorzystałam. Co z czasem okazywało się zbędne, doprowadziło mnie to do wielu innych problemów.

W końcu któregoś dnia przestałam. Przestałam być tą Kasią, tą zwariowaną, zabawną... tą która śmieje się najgłośniej ze wszystkich. Chyba to się nazywa dojrzałość, ale mogę się mylić.
Kiedy się tak zmieniłam i w jaki sposób? Po terapii behawioralnej w Garwolinie. Włożyłam w terapię tam wszystkie swoje siły, ostatki sił właściwie. To było dla mnie inne życie, kompletnie inne. Nowe twarze, bardzo sztywny i ciężki dla mnie regulamin, obowiązki, zajęcia.. tyle tego naraz i ja- sama w tym wszystkim.

Wielkim problemem dla mnie było odstawienie papierosów, myślałam że to są jakieś żarty.. ale jednak to nie było takie trudne, bo nikt tam nie palił więc nie było takiej pokusy. Oczywiście znalazły się dwie dziewczyny, które spróbowały zapalić, ale nie wyszło im to na dobre.
Obowiązki to też nie jest jakiś wielki trud, raczej brak czasu dla siebie mnie troszkę denerwował. Teraz jednak myślę, że w tym była cała moc.
Nie miałam czasu myśleć o sensie mojego bezsensownego życia (ha ha).

Jest wiele plusów miejsca, przede wszystkim terapia (!!!). Z moją terapeutką od samego początku świetnie mi się rozmawiało. Podobało mi się to, że dostawałam zadania terapeutyczne, z którymi czasami walczyłam przez kilka dni albo i dłużej (bycie przewodniczącą). Rozmawiałyśmy też poza terapią, ponieważ pracowała jeszcze jako wychowawca tego oddziału i czasem miałam okazję porozmawiać podczas gry w ping-ponga czy długiego spaceru.

Co jeszcze bardzo cenię z tamtego okresu to możliwość długiej, właściwie mojej pierwszej szczerej spowiedzi.

Szczerze? Gdybym miała tylko czas, którego teraz mi brak (nie chodzi tu o godzinę tylko 3 miesiące) to pojechałabym tam raz jeszcze. Wiem, że brakuje mi trochę tych zasad a sama w życie nie potrafię ich wnieść. To trudne narzucić sobie samemu reguły czy zasady typu: od dzisiaj nie palę, spędzam codziennie minimum 2 godziny ucząc się czy w każdą niedzielę uczestniczę we mszy świętej. Za trudne. Ja najzwyczajniej w świecie nie mam na to sił, odwagi..

Mam w głowie mętlik, milion pytań na minutę i brak konkretnej odpowiedzi na nie. Ja nie jestem w stanie powiedzieć co jutro ubiorę, trampki czy adidasy a co dopiero czy podołam temu wszystkiemu.
Dorosłe życie... ja chyba nadal jestem dziewczynką, chyba to wszystko co piszę to kompletne bzdury. Nie czuję się gotowa, nie wiem do czego tak mi się spieszyło. Do niezależności, wolności?
Nie to było moim marzeniem.

A marzenia? Wyblakły, uciekły.. Moim marzeniem jest pójście spać o 23, a nie jestem w stanie, bo przed 22 już chrapię.
Mam nadzieję,że niedługo to się skończy, że nie będę potrzebowała leków...
tak bardzo chcę żyć normalnie, NORMALNIEEEEE!!!

nie chcę leków, a z drugiej strony chcę ich tyle, że nie będę czuła nic, kompletnie nic, chciałabym żeby te leki działały na mnie tak jak na początku,że będę tylko spała i spała... tak bardzo bym tego chciała...
ale nie mogę. Muszę już stawać powoli na nogi, odnaleźć swój cel, swoje pasje, swoje ambicje..
Gdzie to się podziało?
Jak to możliwe, że pewnego dnia wszystko poszło w niepamięć?

 Moje hobby, moje plany, moje marzenia. Przecież jeszcze nie tak dawno chciałam siedzieć na dworcu i malować twarze ludzi "za uśmiech".. chciałam studiować prawo i szukać sprawiedliwości na tym zakłamanym świecie... chciałam trenować koszykówkę, tańczyć, spełniać się, być spełnioną kobietą..

Teraz nie mam nic, od 4 lat nie trenuję koszykówki.. Moje ołówki, pędzle i farby są zamknięte w pudełku do którego nie mam siły nawet zajrzeć a wykształcenie? Przecież przez te ciągłe huśtawki, przez ciągłe hospitalizacje nie ukończę nawet II klasy technikum, jestem nieklasyfikowana ze wszystkiego. Najgorsze jest to, że ja miałam szansę, mogłam chodzić do szkoły na oddziale... ale wtedy nie byłam w stanie wyjść ze swojego łóżka.. nie byłam w stanie przewracać oczami a co dopiero siedzieć na lekcjach..

Żałuję... tylko czy ja mam prawo żałować? Przecież nie wiedziałam jak będzie wyglądał dzisiejszy dzień. Gdybym wiedziała, że będzie tak ponury to chyba miałabym jeszcze mniejszą motywację do walki niż wtedy.

Ale ja przecież mam dla kogo żyć.. Mam rodzinę, chłopaka i chyba przyjaciół. Jednak nie mam najważniejszej części, nie mam siebie, nie mam stabilnego "ja"..

Od czwartku zaczynam nową ścieżkę terapeutyczną, właściwie od poniedziałku, bo chodzenie na wszystkie lekcje także się w to wlicza. Jeżeli uda mi się podołać wyzwaniu, które przyjęłam na barki to obiecuję, że pokocham siebie.

nie... to jest niemożliwe kiedy ma się w sobie tyle nienawiści i wewnętrznego konfliktu.

Ja już nie wiem czy się położyć spać czy myśleć dalej, czy to myślenie mnie nie zgubi?
Nie wierzę w to co piszę, ale palce same śmigają po klawiaturze. Czuję się jakbym była w transie, w jakimś amoku. Pisać, pisać i pisać. Może to jedyny sposób na przetrwanie dzisiejszego wieczoru, na pokonanie lęku, na pokonanie własnych myśli, a może to walka z samym sobą?

Czy jest odpowiedź na moje wszystkie pytania?
Jestem głodna emocji, odczuwania, chcę coś poczuć, nie tylko obojętność...





Dobranoc!! :))

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Dzieci Szpitala

Zakończony rozdział Twojego życia

Nie mów nic nikomu!